środa, 19 marca 2014

Święto głupców - PROLOG

Prolog

„Ten, kto ma władzę, nie musi nikogo za nic przepraszać.”

                                                                              Niccolò Machiavelli

                                                               ***
Obszerną, bogato zdobioną komnatę wypełniały spazmatyczne jęki. Przykuta do sporego drewnianego stołu szatynka czując wibracje nawiedzające wszelkie możliwe partie jej ciała starała się poderwać do góry, lecz łańcuchy, którymi ją osadzono, skutecznie jej to uniemożliwiały.  Co jakiś czas dało się słyszeć głośne klepnięcie po pośladkach. Długi, jasnobrązowy warkocz spadł na ziemię, perłowe, pełne usta wykrzywiły się w grymasie rozkoszy, a bezwiednie przymknięte powieki eksponowały długie, ciemne rzęsy. Jęki przerodziły się w krzyk.
Rytuał przerwało głośne łomotanie do drzwi. Król Filip zwolnił, po czym wyjął ciepłe, twarde prącie z pochwy królowej, przepasał się ręcznikiem i podszedł do solidnych drewnianych drzwi wyglądając przez judasza.
Po drugiej stronie stał jeden z tępych osiłków jego gwardii w pozycji wskazującej na to, że za sekundę załomota drugi raz.
- Coś ważnego? – wychrypiał zasapany król przez drzwi.
- Panie – podskoczył strażnik najwyraźniej zdziwiony tak szybkim odzewem ze strony monarchy. – Przybywa poseł księcia Andre.
- Każ poczekać w przedsionku, ewentualnie zaproś go do sali balowej i poproś lokaja o przyniesienie przekąsek zgodnie z wolą posła – zarządził Filip odwracając się od drzwi.
- Ale panie – przywołał go osiłek. – Poseł zaznaczył, że prosi o niezwłoczną audiencję.
- Poproś go jednak o odrobinę cierpliwości – powtórzył Filip. – Wszak nie przyjmę go w szlafroku.
Strażnik zasalutował uderzając włócznią o podłogę i oddalił się schodami w dół.
Filip powrócił do stołu i schylił się pod niego wydobywając leżący na podłodze klucz, po czym oswobodził żonę z oków.
- Biegnij się ubrać, słońce – nakazał klepiąc ją po tyłku. – Później dokończymy.
Królowa przepasała się jedwabną tkaniną nad piersiami i posłusznie oddaliła się do garderoby mieszczącej się w bocznej komnacie. Nie podobało jej się to co zaszło, lecz wiedziała, że gdy przychodzi list od księcia Andre, Filip zapomina o bożym świecie i daleko lepiej wtedy mu się nie sprzeciwiać.
                                               ***
Król ubrał się dość swobodnie, spotkanie z posłem księcia Andre nie należało do oficjalnych audiencji. Najstarszy syn króla często przysyłał swoich posłańców do zamku ojca z prośbą o różnorakie ojcowskie przysługi czy spotkanie w jego dworku. A król Filip nigdy nie potrafił mu odmówić. Andre jednakowoż nie wykorzystywał tej słabości monarchy. Zdawał sobie sprawę z tego , że w świetle prawa dziedziczenia nie jest uznawany za pretendenta do tronu, lecz mimo uciążliwych kwestii prawnych, to jemu w przyszłości planowane jest powierzenie rządów nad Krainami Północy. Dlatego nie chciał nadużywać zaufania ojca. Wiedział, że nie dopuszczenie do władzy najstarszego syna jest w tym układzie łatwiejsze niż kiedykolwiek w historii.
Posłaniec czekał w przedsionku, ubrany w zwiewną purpurową szatę i spodnie do kolan. Jaskółki Andre również przybywały do króla w stroju nieoficjalnym.
                Na widok wchodzącego władcy oparł czubek klingi miecza o podłogę, złapał obiema dłońmi za rękojeść i padł na kolana schylając się najniżej jak potrafił. Król pogłaskał go po głowie i nakazał powstać, co posłaniec natychmiast uczynił.
                - Książę Andre pragnie natychmiast spotkać się z Waszą Wysokością w cztery oczy, bez świadków, w swoim dworku. Prosił mnie o jak najszybsze przekazanie tej wiadomości.
                - Każ osiodłać konia mojemu stajennemu i poproś o czterech obstawy – odrzekł. – Ubiorę tylko szaty podróżne i natychmiast wyruszam.
                                                               ***
                Andre czekał na ganku popijając stuletnie wino z kieliszka. Filip znał jego słabość do tego rodzaju alkoholu, obok jego domu dumnie prężyła się stara winnica, w której najlepsze gatunki trunku sięgały niemal czterystu lat.
                Książę odziany był w swoją ulubioną bawełnianą koszulę koloru białego, krótkie, skórzane spodnie na szelkach, ciemne kozaki na wysokiej podeszwie i podróżny kapelusik z orlim piórem. Na twarzy mienił się kilkudniowy zarost, kasztanowe włosy wypadające spod kapelusza związał w kitę.
                Filip zawsze dziwił się Andre, gdyż mimo niewątpliwej chęci bycia w przyszłości władcą, książę nigdy nie był biegły w przyswajaniu etykiety i wyglądał raczej na wieśniaka niż na pretendenta do królewskiego tronu.
                Król już dawno postanowił sobie, że nauczy swego syna tego blagierstwa, które w ogólnej świadomości funkcjonowało pod nazwą królewskie maniery, lecz wciąż odwlekał nauki, ponieważ w obecnej chwili obaj mieli dużo poważniejsze zmartwienia.
                Na widok ojca Andre odstawił kieliszek z czerwonym płynem na stolik i pozdrowił go gestem dłoni. Filip przy pomocy jednego ze swoich gwardzistów zsiadł gładko z konia, przygładził swój ekstrawagancki irokez i odpowiedział na pozdrowienie. Księcia zawsze intrygowała fryzura ojca – wszak miał on już swoje lata. Trzeba jednak było przyznać, że król wciąż miał włosy zdrowe jak młodzieniec i mógł sobie na taką ekscentryczność pozwolić, co dodawało mu atrakcyjności i jasno wyrażało jego, sprzeczne z szeroko panującym wśród ludzi jego epoki konserwatyzmem, poglądy.
                Filip nakazał asyście postój przed dworkiem, a sam oddalił się w stronę otwartych drzwi, za którymi zniknął jego syn. Zrównał się z nim w sieni gdy zmierzał do pokaźnego salonu z masywnymi oknami, z którego wylewały się jasne promienie słońca. Mijając sypialnię, mimo rychłego zamknięcia drzwi przez Andre zdołał dostrzec rozmemłaną pościel i dwa leżące po przeciwnych stronach łoża ciemne, jędrne tyłeczki.
                - Córki nocy?
                Andre uśmiechnął się.
                - Natura obdarzyła czarnych elfów najdłuższymi penisami, a ich kobiety największymi i najjędrniejszymi piersiami – odrzekł. – Wiesz, że lubię piersi. Duże, jędrne i ciepłe. Nie ma to jak cycki mrocznych elfek.
                - Zdajesz sobie sprawę z tego, że dymania córek nocy nie znajdziesz w żadnym kodeksie pod hasłem życie po bożemu? Jeśli chcesz być królem, powinieneś się ustatkować.
                - Przyganiał kocioł garnkowi – roześmiał się Andre.
                - Ja nie żartuję.
                - Tak, wiem – zironizował książę.
                - Andre, nie mam na myśli tego, o czym myślisz – rzekł król. – Nie twierdzę, że powinieneś poślubić cnotkę - dziewicę, spłodzić z nią kilku synów i zestarzeć się pod pantoflem. Tego nie radziłbym nawet najgorszemu wrogowi, znasz mnie – puścił do księcia oko. – Jednakże pozornie, jeśli nie chcesz być zjedzony przez Kościół i opozycję na przystawkę, powinieneś zachować pozory w miarę prawego życia. Dokument jest dokument, synu – skonstatował wchodząc do salonu i zagłębiając się w ramionach ciepłego, skórzanego fotelu. – Pod kołdrę ci zaglądać nie będą, ale najpospolitszy klecha może zbuntować przeciw tobie ciemny lud wieśniaczy, boś grzesznik i żyjesz na kocią łapę, jesteś rozwiązły, czy co tam jeszcze poczciwemu księżulkowi się nawinie. A lud, wieśniaczy czy nie wieśniaczy, to zawsze wielka siła. W naszym królestwie na jednego możnego przypada ośmiu chłopstwa – oznajmił. - A wieśniaków za jaja zawsze trzymają duchowni, taki świat. Może militarnie chłopi z kosami nie stanowią zagrożenia, ale po co mają ginąć? Po co mamy zachwiać naszą gospodarkę? – pytał retorycznie. – A o bunt nietrudno. Wystarczy, iż ubzdurają sobie, że ich poziom życia jest za niski, tudzież naprawdę taki będzie, kler wszystko dodatkowo podjudzi i ruszą umierać. Toteż prościej sprawiać wrażenie dobrego, pobożnego władcy niż spełniać nierealne zachcianki chłopstwa. Dlatego warto raz do roku posypać sobie tę głowę popiołem, co i raz pokazać się na tych procesjach, mieć swojego kapłana, celuj w tych najgrubszych – doradził - który za odpowiednią opłatą uda, że cię systematycznie spowiada i warto mieć tę kobietę od welonu, synu.
                - I musi być też dobrze urodzona, aby małżeństwo stało się paktem wzmacniającym królestwo, tak? – spytał retorycznie Andre podchodząc do szafki z alkoholami i wyjmując ulubiony miód pitny króla Filipa.
                - Powinna – rzekł patrząc na syna nalewającego miodu do dwóch szklanek stojących przy dużym stole. – Jeśli chcesz mieć twardą dupę i oparcie, gdy twoi ludzie zawiodą. Rządzenie królestwem, na dodatek tak dużym jak to, wszak jest to jedno z trzech największych mocarstw w odkrytym świecie, to ciągłe myślenie – rzekł pukając się w głowę. – Nie tylko stukanie wieśniaczek, mieszczanek i księżniczek z mniejszych królestw.
                - Masz na myśli kogoś konkretnego? – spytał Andre.
                - Mam, ale powiem ci dopiero wtedy, gdy będziesz jedynym pretendentem do królewskiego tronu, bo dopiero wtedy staniesz się na tyle ważny, by móc ją poślubić – odrzekł zgodnie z prawdą Filip.
                - Niech zgadnę – uśmiechnął się Andre. – Alina Hallervorden?
                Filip przyklasnął.
                - Jakby dla ciebie stworzona. Daymon Hallervorden ma tylko trzy córki, wszystkie niezamężne. Jeśli jego najstarsza córka zostanie królową Krain Północy gwarantuję ci, że dostaniesz najwyższy przydział z jego spadku. Ma najwięcej ziemi ze wszystkich naszych sąsiadów, militarnie też stoi na wysokim poziomie. Ponadto mamy wspólnych wrogów i wspólnych przyjaciół. Przy odrobinie perswazji przekonasz go, aby przyłączył swoje ziemie do twoich i z nic nie wartego króla został zdegradowany na ważnego hrabię – puścił mu oko. - No i fajna z niej szparka.
                - Sprawdzałeś? – roześmiał się Andre upijając łyk miodu.
                Filip łypnął na niego spod oka podnosząc do ust swoją szklankę.
                - Niedługo będę miał okazję, synu. Mam w planach doczekać tego ślubu wciąż będąc królem. Nie zapominaj o prawie pierwszej nocy – rzekł podnosząc szklankę do góry.
                Książę roześmiał się i stuknął swoim kuflem o kufel ojca, po czym obaj upili solidny łyk.
                - Przejdźmy do rzeczy – zagaił Filip. – Co masz mi do przekazania?
                Andre podrapał się nad brwią.
                - Uważam, iż należy przyspieszyć bieg wydarzeń.
                - Co chcesz przez to powiedzieć? – zasępił się Filip upijając kolejny łyk.
                - Macocha stanowi dla nas coraz większe zagrożenie. Jest sprytniejsza niż do tej pory sądziliśmy.
                Król roześmiał się.
                - Vingenora to tępa cipa – skwitował. – Rozumiem twoje obawy, synu. Jasne, że chciałaby aby to dziecko z jej łona w przyszłości rządziło mocarstwem, i to nie tylko z powodu matczynej miłości. Jest jeszcze wciąż młoda, ja już nie, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że mnie przeżyje, a wtedy będzie mogła wpływać na decyzje monarchy. Cóż, moje dziecko z prawego łoża nie jest udane, niestety – stwierdził. – Dlatego to właśnie ciebie, Andre, wybrałem na swojego następcę. Jesteś taki jak ja. Silny i zdecydowany, nie wahasz się.
                - Uważasz, że królowa nie stanowi zagrożenia? – przerwał mu Andre. – To wysyłaj przez następne dni kogoś do „Złamanego cebrzyka”. Gwarantuję ci, że zmienisz zdanie.
                - Chcesz mi powiedzieć, że moja żona potajemnie szlaja się po takich spelunach?
                - Widziałem ją.
                - Z kim?
                Andre pociągnął nosem i przeciągnął ręką po twarzy, jakby to, co zaraz powie nie mogło przejść mu przez gardło. Sam nie mógł w to uwierzyć.
                - Z ogroludem – odpowiedział.
                - Znanym? – spytał Filip chociaż już wiedział, że zaraz padnie jedno z pięciu imion, których powinien się obawiać.
                - Wyrwidębem – odrzekł zgodnie z oczekiwaniami króla Andre.
                - Dziwka – skomentował Filip wypijając jednym haustem całą zawartość szklanki. Książę widząc to dolał mu miodu. – Zdzira spiskuje przeciwko mnie z regułą apostolską? Jesteś pewien, że to była ona? – chciał się upewnić.
                - Nieomylnie. Nie sądzisz chyba, ojcze, że sam włóczę się po takich burdelach? Zamiast upragnionej rozkoszy rychlej można doczekać się jakiegoś wrzodu na fiucie albo guza pod okiem, a alkohol też podają tam do dupy – ocenił. - Wziąłem się porządnie za sprawę i postanowiłem powęszyć trochę za braćmi i macochą. To, co zobaczyłem, przerosło moje oczekiwania. Powinniśmy się jej pozbyć jak najszybciej, to nie może dłużej czekać.
                - Tak, wszystko składa się w pewną całość – stwierdził król. – Ten chuj Rodrigo od dawna ma chrapkę na moją głowę, bo wie, że mną się nie da sterować i że jest jednym z nielicznych papieży w historii o tak małych wpływach w królestwie. A ta szmata Vingenora chce wynieść na tron naszego syna Edwarda, a wie, że ja na tronie widzę ciebie. Zna mnie. Zdaje sobie sprawę, że jeśli będzie naciskać jestem w stanie zaszlachtować go we śnie, chyba że wcześniej ona zaszlachtuje mnie – uśmiechnął się drwiąco. – Cóż, niech czas pokaże, kto kogo ubiegnie.
                - Pamiętaj, ojcze, żeby nie wywołać skandalu – przestrzegł Andre.
                - Ty chcesz mnie uczyć etykiety? – roześmiał się Filip. – Spokojnie, gdy będzie już po wszystkim, obaj będziemy mieć czyste ręce.
                - Jesteś skurwysynem – roześmiał się Andre i dopił swoją porcję miodu. – Dlatego w ciebie wierzę, ojcze.
                - Każdy jest po trosze skurwysynem – odrzekł Filip. – A określają tak tylko tego, który ze swojego skurwysyństwa potrafi korzystać. Cóż, życie – skwitował. - Myślisz, że ty nie jesteś skurwysynem? Jesteś przeogromnym, więc nie dajesz się dymać. Dlatego będziesz dobrym królem.
                - Takim jak ty.
                - Pochlebiasz mi – rzekł król podnosząc leżący nieopodal nożyk do owoców i przerzucając go w palcach. – Bycie królem w zasadzie sprowadza się do jednego, jak zresztą bycie kimkolwiek innym – dymasz albo dymają ciebie. Trzeciego wyjścia nie ma – uśmiechnął się ponownie. – Toteż dymajmy, zanim wydymają nas.
                - Jeśli o dymaniu mowa – zagaił Andre – naprawdę nie tkniesz ciemnych elfek?
                - Czy ktoś powiedział, że ich nie tknę? – roześmiał się Filip. – Córki nocy wbrew obiegowej, zaściankowej opinii są bardziej niewinne niż nasze kobiety, co czyni je bardzo słodkimi. Nie potępiam cię za rżnięcie córek nocy, bo byłbym hipokrytą. Stwierdziłem tylko, że gdy będziesz już jedynym pretendentem do tronu musisz się ożenić z dobrze urodzoną kobietą, najlepiej z Aliną Hallervorden i ja o to zadbam. A dziewczynki do lewego łoża wybieraj sobie sam.
                - Tobie też wybrano mamę, co?
                - Tak, synu – odrzekł Filip przypominając sobie, jak jego ojciec małżeństwem swojego jedynego syna ze świeżo upieczoną sierotą, oficjalnie już królową sąsiednich ziem złączył dwa sąsiednie królestwa tworząc ogromne mocarstwo zjednoczone pod swoim berłem. Wtedy to Starogród i królestwo Siedmiu Gór stało się Krainami Północy. Niedługo potem król umarł, a berło przeszło w ręce młodego Filipa. Jego żona, jasna niebieskooka blondynka z pięknym tyłeczkiem, zawsze nosząca włosy zaplecione w kok, ubierająca się w purpurę, biel i błękit Isilda była jedyną kobietą, jaką kochał w życiu, ale mimo usilnych starań przez cztery lata nie była w stanie dać mu potomstwa. Pewnego dnia uznali, że lepiej będzie się rozstać. Ona zrzekła się wszystkich możnowładczych tytułów, ksiądz unieważnił ich małżeństwo. Filip chciał zatrzymać ją na zamku, dać jej najlepsze kwatery, ale ona nie mogła znieść upokorzenia, jakim była niemożność spłodzenia mu następcy tronu. Tej nocy, podczas której kochali się ostatni raz, odeszła. To był trudny okres dla Filipa. Stoczył się, zaczął pić i szwendać się po domach publicznych. W jednym z nich poznał Vingenorę, ekskluzywną dziwkę, pierwszą, z którą w łóżku było mu tak dobrze, jak z Isildą. Z miejsca pojął ją za żonę, myślał, że zastąpi mu wybrankę serca, ale tak się nie stało. Vingenora była po prostu zwykłą, żadną władzy kurwą. Nigdy nie potrafił jej pokochać i ona o tym wiedziała. Spłodziła mu kilka córek i upragnionego syna, fajtłapę, którego nie kochał, ale który zapewniał mu sukcesję. Przez jedenaście lat żył w przeświadczeniu, że to on będzie następcą tronu. Dopóki pewnego dnia do bram zamku nie zakołatała akuszerka trzymająca za rękę dwunastoletniego chłopca. Wszystko się odmieniło. Filip postanowił, że zrobi wszystko, by ten chłopiec został w przyszłości królem. Widział w nim siebie, siebie i ją, połączenie godne bycia monarchą, czystą, królewską krew. Żałował tylko, że Isilda była na tyle dumna, by do własnej śmierci wychowywać go w rynsztoku, że po spłodzeniu upragnionego dziecka nie powróciła na zamek. Chłopak rósł, a Filip z dnia na dzień coraz bardziej winszował sobie powziętej decyzji. Młokos był taki sam jak on. – Wybrano mi ją – potwierdził. - I była to jedyna kobieta, którą kochałem w życiu.
                - Chcesz mi się zwierzyć? – zapytał Andre widząc posępną twarz ojca.
                - Tobie, skurwielu? – roześmiał się Filip. – Twoje serce jest tak nieczułe, że nie zrozumiesz tego chociażbym tłumaczył ci do nocy, wypijając przy tym całą baryłkę miodu – zachichotał. – Pozwól mi lepiej przedymać te twoje elfki póki są jeszcze ciepłe po twoim i nie trzeba będzie rozgrzewać ich od nowa – roztrzepotał mu czuprynę i wyszedł. Andre słyszał jeszcze trzask zamykanych sypialnianych drzwi, następnie krótki strzęp urywanej rozmowy, a potem już tylko trzaski, jęki, krzyki i posapywania.

                Tak, skurwysyństwo i nieumiejętność wyrażania prawdziwych uczuć miał po ojcu. Resztki człowieczeństwa po matce.

Bartłomiej Adamiak

12 komentarzy:

  1. Zaczyna się bardzo ciekawie! W pierwszym akapicie brakuje gdzieniegdzie spacji, ale po za tym wszystko pięknie. Masz bardzo przyjemy styl ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Natrafiłam na twojego bloga po publikacji z "Beka z humana". Przyznam, że miałam tylko "luknąć" na początek prologu, ale potem tak mnie zaciekawiło i wciągnęło, że przeczytałam uważnie do końca. Powiem tylko, że świetny pomysł na powieść, składnia, styl etc. jak najbardziej w porządku :) można było normalnie wszystko to sobie wyobrazić i było bez obijania bawełny :D czyli tak jak lubię :) Bardzo mi się podobało i myślę, że dasz sobie radę :) Jedynie o co mogę się przyczepić to o parę literówek :P
    Pozdrawiam i jak masz chęć to zapraszam do siebie ;) Będę w miarę swoich możliwości do ciebie zaglądała ;p

    www.sonamy.blog.onet.pl

    Katiooza

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również zobaczyłam, żeś admin 'Beki z Humana' i chciałam się dowiedzieć, czego oni was tam uczą. Oczywiście fanpejdż polubiony ironicznie, bo sama mam zamiar iść na prawo, poprzedzone jakimś fajnym ogólniaczkiem. Były tam drobne błędy interpunkcyjne, ale pewnie pisane na szybko, zresztą sama mam z tym spory problem - ale po przeczytaniu jestem w stanie wybaczyć wszystko! Zajechało klimatem 'Pieśni Lodu i Ognia', ale miłuję tę sagę nad życie, więc nie mam jakichkolwiek zastrzeżeń. Mieć takiego polskiego Martina, który poszerzałby polską fantastykę, to jak wygrać życie. Wulgarne opisy kobiet i zbereźna relacja tatusia z synem jak najbardziej na plus. Ostry język literacki ma wielu fanów. Byłabym bardzo rada zobaczyć kontynuację. Oby wena nadal była obecna w twojej pisarskiej duszy, starszy bracie! I oby z każdym rozdziałem fabuła bardziej rozpalała serca coraz większej liczby czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozytywną opinię! :)

      Po trosze inspirowane Martinem, po trosze innymi opowieściami. Walka o władzę ma być tylko tłem powieści, na razie mam pomysł by fabuła poszła trochę w innym kierunku, ale wszystko się okaże. Pisane jest na bieżąco, więc pomysły z Waszych komentarzy jak najbardziej mogą modyfikować moje zamiary :)

      Usuń
  4. Przyznaję, że bardzo przyjemnie się to czyta. Mało który blog jest tak dobrze pisany. Ba! Nawet nie wszystkie książki. Nie wiem za bardzo jak to wyjaśnić, ale po prostu bez problemu przechodzi się przez kolejne akapity, wręcz się nie czuje czytania kolejnych zdań (w niektórych powieściach/opowiadaniach to po prostu ciężko przebrnąć przez kolejne zdanie), jest po prostu przyjemnie, acz profesjonalnie. Nawet jeśli błędy składniowe są, to niczego nie wychwyciłam. Literówki to tam pal licho, następnym razem wrzuć na chwilę do worda i podkreśli haha
    To było co do stylu pisania. Natomiast przechodząc do treści. Pomysł fajny, bohaterowie mają charaktery. Osobiście nie jestem jakąś szczególną fanką wszechobecnego seksu i przekleństw, ale to tylko moje zdanie, może jestem jakąś dewotką; ogólnie zaś mi się podobało.
    Trzymaj poziom, bo zaczynasz wysoko!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Strona "Beka z humana" jednak czasem się przydaje. Muszę przyznać, że masz bardzo dobry styl. Czyta się z lekkością, co oczywiście jest dużym plusem. Przekleństwa i sceny seksu jakoś mi nie przeszkadzają, w tym przypadku nie były jakąś abstrakcją, a idealnie wpasowywały. Życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piąta pozytywna opinia, dziękuję bardzo serdecznie i oczywiście zapraszam do obserwowania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jest źle, tekst ma potencjał. Ograniczyłbym jednak wulgaryzmy i sceny erotyczne, żeby nie zdominowały całego tekstu. Przy okazji zapraszam na moje opowiadania: www.dieselpunkstories.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Serdeczne dzięki za opinię i rady!

    Sprawdź kolejny rozdział, gdzie sceny erotyczne nie występują, piona! :)

    OdpowiedzUsuń